… ŚRODA
Przylecieliśmy do Auckland z samego rana, a lądowanie odbyło się zgodnie z planem czyli o 5:30. Oczywiście odprawa bagażowo-paszportowa chwilę zajęła, więc po dopełnieniu wszelkich formalności kilka minut po godzinie szóstej, wyszliśmy „na miasto” 🙂
Teraz wydaje się rzeczą oczywistą we wszystkich krajach, że przekraczając granicę, nie wolno wwozić żadnych produktów żywnościowych, tj. kanapek, mięsa, ryb i owoców. Tak też było w Nowej Zelandii. W korytarzach prowadzących do stanowisk odprawy bagażowo – paszportowej rozstawione były specjalne pojemniki na wyrzucenie niedozwolonych produktów. Jeszcze jedną ciekawostką (chociaż o tym czytaliśmy) było dla nas to, że celnicy pytali się nas o buty trekingowe – ile i jakie mamy… mieliśmy tylko te na swoich nogach, więc „luknęli” na nie i pokiwali potakująco głową… mogliśmy iść dalej… w butach 😀
Plan był taki – przetrwać do godziny 11-tej, ponieważ dopiero od tej godziny mieliśmy zarezerwowany hotel. Hmmm… co tu robić przez blisko 5 godzin???
Z racji tego, że lotnisko znajduje się ok. 20-stu kileometrów od centrum Auckland, przy lotnisku znajduje coś co można nazwać małym miasteczkiem „lotniskowym”, a skoro to „miasteczko”, więc ma wszystko czego turyście potrzeba – hotele, sklepy, restauracje i parki… jest w czym wybrać.
Nasze kroki skierowaliśmy ku „żarłodajni” znanej na całym świecie (celowo marki nie wymieniam – domyślicie się po zdjęciach) 😉 … a tu standardowy wystrój, sposób zamawiania i produkty… nawet nie zauważyliśmy, że jesteśmy w końcu aż na przeciwnym krańcu świata 😀
Zaspokoiwszy głód i pragnienie oraz „przepalając” ok. godziny, ruszyliśmy ze swoimi bagażami na przechadzkę po okolicznym parku – Auckland Airport Sculpture Park… to była nasza pierwsza styczność z fauną i florą Nowej Zelandii. Teren oczywiście uporządkowany, pięknie przygotowany do miłego spacerku. Spędziliśmy tam kolejna ok. pół godziny, a następnie ruszyliśmy w kierunku supermarketu, aby zakupić kilka niezbędnych produktów do codziennej higieny i oczywiście „obczaić” ceny 🙂
Jakoś szczególnie ceny nas nie przeraziły – fakt, było drogo, ale nie na tyle, żeby być typowym „Januszem i Grażynką” 😀 Ceny średnio 20-30% wyższe niż w Polsce, ale zdarzały się też produkty nawet tańsze niż u nas… więc spoko.
Około godziny 9-tej poszliśmy do naszego hotelu ibis budget Auckland Airport (zarezerwowaliśmy w nim pobyt na pierwszy dzień jeszcze przed przylotem), aby dopytać się, czy możliwe będzie wcześniejsze zakwaterowanie. W recepcji bardzo miły pan poinformował nas, że postarają się przygotować pokój jak najszybciej, jednak „chwilkę” będziemy musieli poczekać…. więc poczekaliśmy niecałą godzinkę.
Pokój typowy, aby się przespać – łóżko podwójne z nadstawką (1 łóżko piętrowe), 2 fotele, mały stolik, TV i oczywiście łazienka. Uwierzcie mi – nic więcej nie potrzeba, aby się przespać 😉 No OK, szybki „szałerek”, przebranie się w świeże ciuchy i … ruszyliśmy na miasto 😀
Z buta ruszyliśmy z hotelu na lotnisko krajowe, aby zaopatrzyć się w karty „sieciówki miejskie”. Właśnie przy wyjściu z terminala lotniska krajowego (międzynarodowe jest tóż obok) znajduje się automat do zakupu kart na komunikację w Auckland. Jest to karta na wszystkie środki komunikacji, a opłata uzależniona jest od odległości i od stref pomiędzy jakimi się poruszamy. Karta kosztuje za pierwszym razem 20 NZD (dolar nowozelandzki), a w tym jest opłata za kartę 5,80 NZD i reszta do wykorzystania na przejazdy. Posługiwanie się kartą jest banalnie proste – wchodząc do autobusu lub na peron pociągu, po prostu przykładasz kartę do czytnika, a wychodząć również po przyłażeniu karty do czytnika „zdejmowana” jest opłata za przejazd z Twojego salda karty. Czytnik również od razu pokazuje ile Cię skasuje 🙂
Do obsługi karty wystarczy się zarejestrować na stronie at.govt.nz (doładowywanie karty, pełna siatka połączeń z godzinami odjazdu i przyjazdu oraz cenami).
Ruszyliśmy do centrum Auckland – najpierw autobusem (Domestic Terminal – Puhinui Interchange), potem pociągiem (Puhinui – Britomart Train Station) i dojechaliśmy do centrum miasta.
Po wyjściu z pociągu wrażenia były spore, wyszliśmy praktycznie przy przystani wielkich wycieczkowców, potem ruszyliśmy w kierunku mariny Viaduct Basin i dalej przez zwodzony most do Silo Superyacht Marina (nazwa mówi chyba sama za siebie)… mi szczęka opadła na ziemię, a gały też prawie wylecały 😀
Po tych wrażeniach odpoczeliśmy chwilę w restauracji spoglądając na pobliskie jachty. Zjedliśmy, wypiliśmy piwerko za szczęśliwy przylot… było pięknie. Ciekawostką w Nowej Zelandii jest to, że zawsze podają wodę do stolika i … za nią nie płacisz. Usłyszeliśmy, że
„woda jest Twoim prawem, a nie towarem”
– po prostu kocham tych ludzi, kocham NZ 😀
Pokręciliśmy się jeszcze tu i tam, i czas było wracać do hotelu przy lotnisku, bo jutro czeka nas WIELKI dzień – jutro mamy przejąć kampera wynajętego na blisko miesiąc, który będzie naszym domem w tym czasie. Zaopatrzeni oczywiście w karty komunikacji miejskiej wróciliśmy tą samą drogą do hotelu.
Dzień dobiegło końca – troszkę zmęczeni kładziemy się spać… DOBRANOC…
KRÓTKI RAPORT Z PODRÓŻY
DATA: | 14-02-2024r. (środa) |
START miejscowość : | Auckland (NEW ZEALAND, North Island) |
PRZEZ miejscowości : | — |
STOP miejscowość : | Auckland (NEW ZEALAND, North Island) |
Dystans dzienny / całkowity : | ok. 55 km. / 20.000 km. + 55 km. |
Pogoda : | Słonecznie i ciepło. |
Samopoczucie : | Wspaniałe, wyspaliśmy się w samolocie, pełni energii ruszamy na podbój Auckland |